Wpis pro memoria, bo ruter (kultowy) WRT54GL, który został kupiony w listopadzie 2007r (za 215 PLN) się popsuł. Działała bezawaryjnie aż do zeszłego piątku (tj. 9 marca 2018). Dziesięć lat.
Więc router się popsuł w piątek późnym wieczorem (o czym nie wiedziałem, bo poszedłem wcześnie spać) a w sobotę od rana walka z Internetem, którego nie było. Oczywiście podejrzenia dlaczego nie ma obracały się wokół dostawcy to znaczy wokół UPC. Kilka resetów modemu nic nie dało, do tego objawy były mocno dziwne. Ping z PCta 100% loss, ping z routera 0% loss. Ping na router 0% loss. Coś mi nie pasuje (cache? ale kto catchuje pinga? tyle, że ja się nie znam na tym za bardzo/prawie wcale)
Dzwonię do pomocy technicznej 3x813 (potem 1 -- klient, 2 -- zgłoszenie awarii, 2 -- internet, 9 -- konsultant).
Pani inżynier z poziomu #2 wsparcia (poziom #1 mnie połączył po usłyszeniu historii o pingach) chce mi wcisnąć ConnectBoksa z montażem w poniedziałek, bo pan ma taki stary modem i dlatego nie działa. -- To państwo zmieniają parametry sieci z piątku na sobotę? Pani inżynier się rozłącza abruptly. Poza tym nie chcę tego ConnectBoksa, bo to urządzenie bardziej prymitywne niż modem + dedykowany router. Oczywiście tańsze, bo router już w zestawie, a ja musiałem sobie router dokupić -- no ale jak kupiłem, to jakby mi zwisa ta konkretna/jedyna zaleta. Niefajnie jest, że oni mogą manipulować tym ConnectBoxem zdalnie a modemem jakby nie w szczególności.
Ten 1-szy telefon do UPC zżera mi wszystkie pieniądze z karty prepaidowej. Teraz nie mam ani Internetu ani telefonu. Do tego dzwonią z roboty czemu mnie nie ma? Kurcze pokićkało mi się -- miałem mieć zajęcia. Na szczęście nie robią wielkich problemów, ale stress większy...
Robię reset routera. Teraz przynajmniej zawsze ping nie łączy tj. 100% loss... Coś się klaruje, wygląda na modem
Jadę na miasto do 2 różnych serwisów na konsultacje -- oba closed (sobota).
Wracam (rowerem) a pod bramą mijam o milimetry otwierane bez upewnienia się drzwi taksówki -- sąsiadka. No punkt dla mnie--tym razem nie zaliczyłem drzwi, zagajam o Internet. Dobra moja -- w tej sytuacji (że przed chwilą mnie nie trzepła drzwiami) pani będzie trudno odmówić a jest zaa ściany. Daje swoje hasło... No to już coś. Mogę działać z jej ConnectBoxem.
Doładowuję telefon (Nju). Dzwonię 2x do UPC. Teraz jakby ich wina. (Inny) Facet mówi, że wyśle technika jeszcze dziś. OK, umawiamy się na 18:00. Problem solved.
Coś mnie jednak tknęło. Robię reset jeszcze raz. Router przestał się świecić. Popsuł się na amen. Szukam godzinę drugiego--jest wprawdzie inny niż ten którego szukałem ale jak ktoś jest 200% bałaganiarzem to i tak się cieszy:-) Zresztą to jest dobry router -- Asus RT-N66U aka #MrocznyRycerz (lubię takie nazwy -- Dark Night w oryginale, kupiony na OLX jakiś czas temu)
Działa.
Kolejne 2x telefony do UPC żeby odwołać technika (50 pln za nieuzasadnione wezwanie--niby nie majątek, ale nie chcę też tracić czasu). Jest 17:00. Dokładną konfigurację/odtworzenie tego co było na tym co się zepsuł zostawiam na jutro. O tyle jest to nietrywialne, że ten router ma inny firmware oczywiście...
Się okazało, że w zasadzie nie ma wiele do konfigurowania za wyjątkiem DDNS. W starym to działało ciut inaczej niż w nowym. Oczywiście mam świadomość że można tę usługę uruchomić na komputerze ale ja wolę na routerze.
Wybieram zatem www.dyndns.org(custom), wpisują swoje serwery (oddzielona przecinkami lista). No i tu klops (mały). Okienko na nazwę hosta ma znaczne ograniczenie na liczbę znaków. Nie mogę wpisać wszystkich trzech, bo się nie mieszczą. O tyle ten klops jest mały, że ten trzeci serwer to taki testowo-tymczasowy jest więc po prostu zmieniam mu nazwę na krótszą i gitara.
Teraz trzeba wypełnić tabelkę definiującą przekierowanie portów, co jest w miarę oczywiste. I wszystko -- odtworzyłem stan sprzed awarii...
Poprzedni tydzień był pechowy. W środę popsuł się internet. To się zdarzało od jakiegoś czasu, ale przerwy były krótkie. W środę padło na dobre. Po 6 godzinach postanowiłem zadzwonić do pomocy technicznej UPC. Najpierw musiałem odszukać jakąś starą fakturę, żeby ustalić numer do wykręcenia. Próbuję 9480. Pani w telefonie informuje, że jest lepszy numer 0 801949480, ale mimo to łączy dalej... Teraz mam do wyboru różne numerki, wybieram co uważam za słuszne w wypadku braku połączenia internetowego. W słuchawce: sprawdź kabel łączący modem.... Bzdura. Dzwonię pod 0 801949480, w naiwnym oczekiwaniu, że tam będzie lepiej. Nie ma takiego numeru... O kurcze...
Dzwonię znowu pod 9480. Łączę się z konsultantem. Czas oczekiwania -- 5 minut. Trochę dużo... ale nie mam wyjścia. Faktycznie po mniej więcej takim czasie odzywa się konsultant. Dalej jest już z górki i jakość serwisu dramatycznie się poprawia.
Wprawdzie pierwszy konsultant nie potrafi mi pomóc, ale nie ściemnia, nie pyta o pierdoły, tylko szybko łączy mnie z informatykiem. Pan informatyk każe odłączyć modem od kabla, poczekać, włączyć. Faktycznie łączność jest nawiązana, ale pan mówi, że coś jest nie tak i raczej będzie padać znowu. Umawiamy się na serwis na następny dzień, między 11--14.
Panowie serwisanci przyjeżdżają o 12. Roboty jest na 5 minut. Otwierają skrzynkę na ścianie budynku i coś tam majstrują. Sygnał ma być teraz OK. W sobotę dzwoni jeszcze jeden pan z UPC z ankietą jak oceniam jakość serwisu.
Cały zeszły tydzień czekałem też na telefon kupiony w Krakowie w środę 6.03. Wybrałem dostawę kurierską, żeby paczka doszła do piątku. W następny wtorek napisałem do sklepu. Oni, że telefon wysłali, podali numer przewozowy.
Faktycznie wg. systemu śledzącego UPS paczka została wyekspediowana 6.03 z Krakowa. Ale nie doszła. W środę wysłali drugą (jak mniemam bo podali mi inny numer przewozowy) -- miał być w czwartek. Ostatecznie w piątek po 20 -- jak już zwątpiłem, że coś przyjdzie -- zadzwonił na domofon gość z UPS. Spotkaliśmy się na klatce, bo nie mógł drzwi otworzyć. Nawet się nie pytał kim jestem, dał paczkę, kazał podpisać i poszedł.
Jakbym miał coś wysyłać kurierem to być się mocno wahał czy wybrać UPS.
A telefon kupiłem nowy bo się w starym wyświetlacz popsuł. Wybrałem taki trochę lepszy -- SE800i -- z myślą o potestowaniu aplikacji pn. TrekBuddy (cf. Nawigacja GPS w telefonach Sony Ericsson z Javą ).
W uczuciach jestem stały, nie lubię zmian i związanego z nimi zamieszania i ryzyka. Ale wreszcie po latach pożegnałem Telekomunikację Polską na rzecz firmy UPC. Bo UPC jest tańsze. Prawdę powiedziawszy to wcale nie będę płacił o wiele mniej -- ponieważ wybrałem dość szybkie łącze -- ale gdybym takie coś zamówił w TP to by wyszło znacząco drożej. W związku ze zmianą trzeba było kupić nowy modem, którego konfiguracja była jeszcze prostsza od tego poprzedniego, używanego z Neostradą.
Internet z UPC działa sprawnie za to firma denerwuje mnie swoją absolutnie fatalną stroną WWW. Sprawa o tyle mnie dotyczy, że w ramach umowy mam opłacać faktury via ww. stronę. Z mojego zatem punktu widzenia jej funkcjonalność sprowadza się wyłącznie do możliwości pobrania plików PDF z formularzem faktury. Wydawać by się mogło, że nie można spartaczyć tak prostego zadania. A jednak w globalnej korporacji wszystko jest możliwe: jakiś ,,myśliwy'' wymyślił, że strona będzie wykorzystywała flasha. Po co? Nie wiadomo. Za to nie działa w moim L-systemie. Być może w jakimś bardziej up-to-date by działało ale nie będę sprawdzał. Anyway sprawa jest kuriozalna...
Jest coś śmiesznego w zaufaniu tzw. przeciętnego człowieka do tzw. wielkich firm... Wracając zaś do tematu, w UPC mam mieć ten sam numer co w TP. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo mam niejasne przeczucie, że z tym też będzie problem.
Kontynuując temat migracji: założyłem konto looseheadprop1 na gmail i teraz jest to moja główna skrzynka. Włączyłem IMAP. Na tym etapie doszło zresztą do pewnego nieporozumienia, bo na relewantnych stronach google nie jest napisane wprost, że IMAP jest dostępny wyłącznie dla kont w języku angielskim. Innymi słowy, aby włączyć IMAP trzeba zmienić Gmail display language na English US inaczej można czekać na włączenie się IMAP ad mortem defecatus. No cóż, widocznie ten co pisał ww. stronę założył, że jak dokument jest w j. angielskim to tylko Anglosasi go przeczytają. Taka sobie logika... Problem zresztą być może już nie istnieje, albo zniknie wkrótce.
W związku z powyższym zacząłem
korzystać z Thunderbirda (poprzednio używałem pine), który skonfigurowałem według wskazówek
ze strony google i wszystko działa doskonale.
Doinstalowałem kilka wtyczek: Attachment Extractor,
Display Mail User Agent, Enigmail, Quick Locale Switcher
oraz Virtual Identity.
Na razie tylko korzystam z Display Mail User Agent:-). Więc jeżeli ktoś nie
chce wyjść w moich oczach na buraka używającego Outlooka, to przynajmniej
niech usunie z nagłówka wiersz X-Mailer
(do was m.in. piję w tej chwili kol. BL:-).
Wtyczka Quick Locale Switcher przyda się jak będę większego coś w języku wysyłał. Trochę mi się
nie podoba sposób jej działania, ale podobna wtyczka
Dictionary Switcher nie działa
wcale -- i to nie tylko u mnie -- co widać po komentarzach na ww. stronie.
Tak się rozochociłem tą zmianą, że -- idąc za ciosem -- skonfigurowałem też gnusa jako alternatywę do czytania poczty. Nie wchodząc w szczegóły po co mi to, uruchomienie gnus wymagało zainstalowania Emacsa w wersji 22, bo zarówno sam pterodactyl jak i niezbędne do współdziałania z gmailem biblioteki są w wersji 21 raczej dated. W FC5 nie ma -- z tego co mi się wydaje -- wersji 22 Emacsa zatem przygotowałem pliki rpm z archiwum źródłowego. Na marginesie: w swoim czasie skompilowałem i uruchomiłem Emacsa 23, ale... Ale to jest wersja alfa. Niby działa tyle, że co pewien czas następuje crash, zatem do pracy raczej kłopotliwe narzędzie. Od dziś zamiast wersji 21 będę miał 22. Wersja 23 zaś będzie służyła promocji Emacsa w tym, a zwłaszcza, powalaniu niewtajemniczonych na kolana:-)
Zawartość plików ~/.gnus.el
oraz
~/.imap-authinfo
skopiowałem z bloga
Aleksieja Simakowa. Ale to było za mało żeby działało. Poza tym chciałem
skonfigurować gnusa do czytania grup nowości, czegu u Simakowa nie ma.
Dodałem zatem:
(setq gnus-select-method '(nntp "news.task.gda.pl" ))
A do konfiguracji konta pocztowego wykorzystuję zmienną
gnus-secondary-select-methods
:
(setq gnus-secondary-select-methods '((nnimap "imap.gmail.com" (nnimap-address "imap.gmail.com") (nnimap-server-port 993) (nnimap-authinfo-file "~/.imap-authinfo") (nnimap-stream ssl))))
Ponieważ gnus, z niewiadomych powodów, wstawiał błędne nagłówki,
ustawiające kodowanie na us-ascii
, dodałem wpisy:
(setq message-default-charset 'iso-8859-2) (setq gnus-default-charset (quote iso-8859-2)) (setq gnus-default-posting-charset (quote iso-8859-2))
Prawie OK. Tzn. w buforze *Groups*
widać grupy nowości, mogę
je przeglądać i wysyłać wiadomości. Niestety nie widać nigdzie folderów z gmaila.
Zaś bufor *Messages*
nie zawiera informacji o jakichkolwiek błędach--wygląda, że się
z gmailem łączy i wszystko jest OK. Zatem guglamy dalej.
No i jest
odpowiedź:
magiczny klawisz ^
, po naciśnięciu którego faktycznie
pokazują się foldery i można czytać listy. Niestety,
nie można wysyłać -- wyświetlany jest błąd: Sending failed; SMTP protocol error.
Znowu google. I jest wskazówka:
potrzebne jest zainstalowanie: gnutls-cli
.
Myślałem, że już to mam, bo locate gnutls
coś tam wyświetlało...
Zatem:
yum install -y gnutls-utils
I wreszcie (prawie) wszystko działa.
Na koniec wrócę do Emacs jako takiego. Problemy z migracją do wersji 22 są na razie
drobne i łatwe do usunięcia.
Nie działa ess. Na razie
wstawiłem po prostu ;
przed (require 'ess-site)
.
Nie działa zapis /ssh::~/public_html
(dotyczy biblioteki tramp), należy wpisać w pełnym brzmieniu
/ssh:tomasz@gnu.univ.gda.pl:~/public_html
.
Funkcja My-flickr-images-init
z mojej biblioteki do ładowania zdjęć
na flickr.com wyświetliła wspaniałe okno dialogowe a la MS Windows zamiast
skromnie wyświetlić pytanie w minibuforze.
Nie tylko wybranie katalogu trwa kilka razy dłużej, ale na dodatek szukane są
tylko istniejące pliki.
To ostatnie to akurat zapewne mój błąd:
parametrem interactive
było "fdir: "
,
a powinno być:
(interactive "Fdir: ")
Tyle, że oba ustawienia działają w ,,trybie minibufora''. Na szczęście nawet deweloperzy Emacsa mieli widocznie wątpliwości co do tego czy w tym wypadku nowe jest lepsze, bo już w ww. oknie dialogowym jest podpowiedź jak wrócić do starych sprawdzonych rozwiązań:
(setq use-file-dialog nil)
Kolejny drobny problem, to nieznana funkcja compile-internal
.
Faktycznie w dokumentacji jest oznaczona jako obsolete ze wskazaniem
compilation-start
jako zamiennika. Także i w tym przypadku modyfikacja
też była bardzo prosta.
Reasumując: po raz kolejny się okazało, że wszystko poszło w miarę sprawnie. No ale ja z natury jestem panikarz.